Podróże. I te małe i te duże – oczywiście wszystkie organizujemy sami Po okolicy zazwyczaj przemieszczamy się rowerami – planujemy trasę, szykujemy prowiant …. i w drogę. Zawsze znajdziemy, zobaczymy i często przywieziemy coś ciekawego – a to nowe rośliny do ogrodu bądź na przetwory, a to nowe miejsca, zwierzęta, krajobrazy, które uwielbiam fotografować i przede wszystkim nowe pomysły na to co jeszcze możemy u nas na działce zrobić
Więcej pracy wymaga zorganizowanie dalszych podróży. No i tu konieczna jest znajomość języków – przynajmniej angielskiego Przede wszystkim nie korzystamy z ofert biur podróży – samodzielna organizacja wyjazdu wymaga skoordynowania paru spraw, ale daje mnóstwo satysfakcji i … oszczędności Kiedy zorganizujesz wszystko sam, koszt wyjazdu będzie dwu-, trzykrotnie niższy od tego co oferują agencje. Mogłoby być oczywiście jeszcze taniej, ale podróżujemy z dzieckiem, więc nie chcę ryzykować trafienia na jakieś spartańskie warunki, a równocześnie chcę żebyśmy jak najwięcej zobaczyli i doświadczyli.
Od czego zaczynamy ? Od decyzji kiedy i gdzie chcielibyśmy polecieć, a kiedy już to ustalimy, to trzeba „upolować” tani lot. Najlepiej szukać w tanich liniach lotniczych, w okresie 4-3 miesięcy przed ustalonym terminem urlopu. I trzeba ustalić jaki limit ceny za lot nas interesuje (i wtedy kupować) bo czekanie na mega obniżkę może nam się nie udać.
Znaleźć trzeba oczywiście też hotel, korzystając z popularnych przeglądarek i zaglądając bezpośrednio na strony hoteli, decydując jaki pakiet wyżywienia jest nam potrzebny. Wybór hotelu z wyżywieniem jest dobrą decyzją, bo self-catering oznacza tańszy pokój, ale wyżywienie się „na mieście”, oczywiście zależnie od kraju, może być mocno kosztowne. My zawsze bierzemy HB (śniadanie i obiadokolacja) bo po pierwsze po to jest urlop żeby nie siedzieć przy garach a równocześnie mieć sporo jedzenia do wyboru (hotele zazwyczaj oferują posiłki w formie „szwedzkiego stołu”), a z drugiej strony wybór all-inclusive oznaczałby uziemienie nas w okolicach hotelu bo trzeba co chwilę wracać na opłacony przecież posiłek. Nas interesuje zwiedzanie więc po śniadaniu idziemy / jedziemy w teren, w ciągu dnia przegryziemy coś kupionego po drodze w barze czy supermarkecie (jeśli posiłek nie jest np. zawarty w programie wykupionej wycieczki – ale o tym za chwilę), a wracamy po południu na sutą obiadokolację
Kolejne sprawy do załatwienia to transfer i ubezpieczenie. Tu oczywiście także jest sporo pozycji do przejrzenia w przeglądarkach. Ubezpieczenie wybieramy biorąc pod uwagę sumy i zakres ubezpieczenia – leczenie, pobyt w szpitalu, zagubiony bagaż, opóźniony lot i w najgorszym wypadku transport do kraju chorego bądź … zwłok ( nie chcielibyśmy przecież w przypadku rzeczy ostatecznych obciążać rodziny horrendalnymi kosztami takich spraw).
Co do transferów lotnisko/hotel i z powrotem to sprawdzonym przez nas pośrednikiem jest hoppa.com – mają najtańszych zbiorowych przewoźników chyba we wszystkich krajach świata
I wreszcie organizacja czasu na miejscu pobytu. Nie jesteśmy zwolennikami siedzenia na plaży czy przy hotelowym basenie (dla takich turystów wersja all-inclusive jest sprawą idealną). My chcemy jak najwięcej zwiedzić i zobaczyć. Można więc wybrać albo wynajem samochodu albo wycieczki zorganizowane przez lokalną agencję. Samochodu wynajmować nie chcemy, bo trzeba znać lokalne przepisy, ograniczenia OC/AC, no i kierowca musi być skupiony na jeździe a nie na rozglądaniu się wokół. Wolimy lokalne agencje, w których wycieczki także wykupię wcześniej, przez Internet, bo wtedy jest taniej niż na miejscu i taniej niż w agencjach współpracujących z hotelami. Wsiadamy w autokar i mamy pełen relaks jazdy i bogaty program zwiedzania. A wybierać jest naprawdę w czym …
W dużym skrócie opowiem o kilku miejscach
Hiszpania – Costa Brava
Słoneczne i skaliste wybrzeże, które najłatwiej zobaczyć w całości (część południowa wybrzeża, od strony Barcelony) z pokładu łodzi. Wsiadamy rano w punkcie początkowym – mieście Calella i płyniemy aż do końca do Tossa de Mar gdzie jest przerwa na posiłek oraz zwiedzanie miasteczka i malowniczego zamku. Po południu powrót tą samą drogą z przerwą na karmienie kolorowych rybek i oczywiście ciągłe fotografowanie Wartym zobaczenia w osobnej wycieczce jest ogród botaniczny Marimurtra w Blanes, do którego dojedziemy z Calelli pociągiem i częściowo dojdziemy na piechotę. Egzotyczne rośliny i malownicze zaułki – wszystko warte zobaczenia i zapamiętania. Barcelona – stolica Katalonii – zwiedzana przez nas przez dwa dni, w większości na piechotę i z mapą, dojazd pociągiem podmiejskim. Zwiedzanie dostosowane do dwuletniego dziecka – przed południem ogród zoologiczny, a po południu (gdy dziecko smacznie śpi w spacerówce) – La Sagrada Familia i ulice pełne dzieł Gaudiego. Następnego dnia - do południa zamek na wzgórzu Montjuic z fajnym dla dziecka (ale też i dla dorosłego ) wjazdem kolejką szynową i kolejką linową, a w czasie drzemki – piesze zejście ze wzgórza zamkowymi ogrodami i wizyta na popularnym targu La Boqueria. Resztę tygodnia plażujemy i zwiedzamy najbliższą okolicę miasteczka
Teneryfa
Dużo kąpieli w oceanie i dużo rzeczy do zobaczenia przy przyjemnej grudniowej temperaturze ... +26C Można wykupić wycieczkę objazdową po większej części wyspy i choć na chwilę zatrzymać się w miejscach, na które nie przewidzieliśmy osobnego zwiedzania m.in. wąwóz Masca wraz z jego klifami czy wulkan Teide. Kiedyś może tu wrócimy, by zobaczyć je naprawdę z bliska, ale kiedy jest się tam z trzylatką, to te miejsca trzeba sobie odpuścić (bądź zmuszają nas do tego lokalne ograniczenia np. Jaskinia Wiatru – wejście od lat 5-ciu). Zamiast tego możemy zobaczyć opuszczone winnice, zastygły w wulkanicznej lawie stary port Garachico, albo podziwiać 1000-letnie Drzewo Smocze w Icod de los Vinos – największą i najstarszą dracenę na świecie. A jeśli się akurat trafi, to czynna jest także motylarnia – kolorowy raj nie tylko dla malucha . Kolejnego dnia można wybrać się, wypłynąć na obserwację delfinów i grindwali – radocha i dla dziecka i dla dorosłych. A jeśli chcemy jeszcze czegoś bardziej niezwykłego to może wypłynięcie w ocean łodzią podwodną ? Tak, tak – prawdziwa łódź podwodna, tyle że prywatna więc mniejsza od takich, które widzi się w telewizji, no i zanurzenie z turystami na tylko (a może aż) niecałe 30m. Mimo to warte przeżycia – dla całkiem fajnego pokazu nurków i dla samego faktu pływania łodzią podwodną - które dodatkowo zostaje potwierdzone imiennym certyfikatem – świetną pamiątką przeżycia czegoś czego raczej niewiele osób w swoim życiu doświadczy A pozostałe dni – cieplutki ocean i czarna wulkaniczna plaża
Fuerteventura
Sucha i naprawdę wietrzna wyspa – piasek z ciuchów i bagaży porządnie wytrzepać zdołałam dopiero po powrocie, w Polsce. Z powodu wiatru kąpiele nie były już tak przyjemne jak na Teneryfie, ale za to piling dla ciała był doskonały ! Plaże są w większości z jasnym piaskiem (przeciwnie do tych czarnych kamienistych z Teneryfy) i są pełne różnorodnych muszelek, których cały woreczek – na życzenie córci – trzeba było przywieźć do kraju Wycieczki są podobne do tych z Teneryfy, więc nie wybieraliśmy się już na obserwację delfinów czy do papugarni. Skorzystaliśmy za to z wycieczki objazdowej, na której zwiedziliśmy plantację aloesu (i wysmarowano nas nim od stóp do głów ), odwiedziliśmy kozią farmę, na której spróbowaliśmy serów, miodów i alkoholi (i wpadliśmy na pomysł posiadania własnej kozy ) i zobaczyliśmy prawdziwą pustynię – tę część wyspy gdzie wiatr nawiewa piasek wprost z Sahary – bo Fuerteventurę od Afryki dzieli zaledwie 100km. Mieliśmy również okazję przejechać się na wielbłądach (bardzo bujana atrakcja ), a w pozostałej części wyspy – też pustyni tyle że bardziej kamienistej niż piaszczystej – prawie codziennie dokarmialiśmy miejscowe wiewiórki , które w sporych ilościach pojawiały się nie wiadomo skąd spomiędzy kamieni kiedy tylko tam przychodziliśmy. Poza tym świeże daktyle na palmach i hibiskusy we włosach
Kreta
Miejsce gdzie można naprawdę mnóstwo rzeczy zobaczyć – nie do ogarnięcia w jeden tydzień. Bardzo ładne i ciekawe jest samo miasto - Rethymnon, w którym się zakwaterowaliśmy. Wąskie, malownicze uliczki, cytrusy i granaty rosnące tuż nad głowami, a rozmaryn pachnący pod nogami (rośnie nawet przy najruchliwszych ulicach, jak u nas trawa na trawnikach). W porcie wita nas stara latarnia, a nad miastem góruje turecka forteca. Wycieczek wybieramy kilka. Jednego dnia jedziemy przez większą część Krety na jej wschodnie wybrzeże żeby zobaczyć wyspę trędowatych – ostatnią w Europie kolonię chorych, ale tak zorganizowaną by chorzy mogli się cieszyć w miarę normalnym życiem. Surowe mury, zwłaszcza te najstarsze, robią wrażenie. Stamtąd łódź zabiera nas na bezludną wysepkę na której organizator szykuje dla nas grillowaną jagnięcinę z sałatką, pomarańczami i lampką wina Kolejny dzień to przejście przez wąwóz Imbros . Mniej sławny niż Samaria, ale krótszy i wygodniejszy do przejścia dla dziecka, a krajobrazy wystarczająco malownicze i te kozy skaczące po pionowych ścianach .. A po wyjściu z wąwozu przejazd nad Morze Libijskie, kąpiel i powrót autokarem na drugą stronę wyspy – długa i kręta wspinaczka, a potem kręty zjazd z gór Białych – a mąż mocno ściska oparcia fotela na każdym ostrym zakręcie Inny charakter ma wąwóz Mili – zielony, z wieloma strumykami, pełen oliwek i różnych kwitnących roślin, a równocześnie ruin opuszczonych domostw. Przewodniczka mówi nam, że możemy zrywać i jeść wszystkie mijane owoce – nie ma to jak pachnący granat prosto z drzewa ! A dodatkową atrakcją jest sam przejazd do i z wąwozu małą otwartą ciuchcią . W pozostałe dni zaliczyliśmy jeszcze m.in. pływanie łodzią z przeszklonym dnem i pokazem nurków oraz ... mistrzostwa świata w 6-osobowej piłce nożnej
Na tym mogę póki co zakończyć opisy podróży. Dla podsumowania napiszę jeszcze, że każdy z tych wyjazdów (czyli wszystko : samolot + hotel + wyżywienie + transfer + ubezpieczenie + wycieczki + pamiątki i drobne prezenty dla rodziny) za każdym razem zamykamy w kwocie 4 – 5 tys.zł – nie za osobę, tylko za całą naszą trójkę oczywiście